Gdy s. Faustyna umarła w Krakowie, jej młodsza o 4 lata siostra - Natalia, będąca wówczas 29-letnią zamężną kobietą, znajdowała się w swoim łódzkim mieszkaniu.

Kobieta ta po upływie niespełna 55 lat opisała na potrzeby procesu kanonizacyjnego swoje niezwykłe spotkanie ze zmarłą w opinii świętości starszą siostrą.

Młodsza siostra św. Faustyny 5 października 1938 roku nie miała pojęcia o tym, że Faustyna Kowalska umiera właśnie w łagiewnickim klasztorze. Nie wiedziała nawet, że zakonnica poważnie choruje.

Natalia położyła się tego wieczora z mężem spać, ale nie mogła zasnąć. Oto jak opisała tamte chwile:

„Już miałam mężowi wymówkę zrobić, że nie zamknął drzwi, bo się same otworzyły, kiedy zobaczyłam, że do mojego łóżka idzie Helenka. Bielutka jak opłatek, tak szczupła, ze złożonymi rękami. I mówi mi tak: „Przyszłam się z tobą pożegnać, bo odchodzę. Zostań z Bogiem. Nie płacz, nie wolno płakać”. Pocałowała mnie w policzek, a ja nie mogłam słowa wydobyć, tylko głowę przyciskałam do poduszki. Kiedy wyszła, zaczęłam płakać, aż mąż się obudził. Powiedziałam mu, że Helenka przyszła się pożegnać, a on na to, że musiałam o niej myśleć o dlatego mi się przyśniła. Ale ja nie spałam! Nie mogłam się uspokoić i dalej płakałam. Wtedy drzwi otworzyły się jeszcze raz i stanęła w nich moja siostra, taka biała i mówi: „Prosiłam, żebyś nie płakała, a ty płaczesz. Nie trzeba płakać i proszę cię: nie płacz!”. Do rana strasznie się mordowałam, nie mogłam usnąć. Przyjeżdżam rano na wieś, a tam płacz, już wiadomość przyszła, że Faustynka nie żyje. Opowiedziałam, że przyszła się ze mną pożegnać i prosiła, żeby nie płakać, ale płakaliśmy wszyscy, bo to przecież córka i siostra”.