– „Wszystkich nas nie zamkniecie” – miał głosić transparent trzymany przez jednego z polityków PiS. Tusk skomentował: „Pewnie nie, ale prace trwają” – rzucił z sejmowej mównicy, wywołując salwy śmiechu w ławach koalicji rządzącej. To zdanie szybko stało się symbolem wystąpienia, w którym premier ani przez chwilę nie próbował ukrywać politycznego charakteru „rozliczeń”.

Donald Tusk chwalił się, że jego rząd doprowadził do postawienia formalnych zarzutów wobec siedmiu byłych członków Rady Ministrów z czasów PiS, uchylenia jedenastu immunitetów parlamentarnych i przygotowania sześciu aktów oskarżenia. Jak zaznaczył – „dotychczasowe rozliczenia to jest rzecz bez precedensu w historii Polski”. Nie wspomniał jednak, że wiele z tych działań opartych jest na zarzutach wątpliwych prawnie, a część podejrzanych trafiła do aresztów, mimo braku realnych przesłanek do tymczasowego pozbawienia wolności.

Premier nie oszczędził także głowy państwa. – „Mało kto się spodziewał w kraju i na świecie, że może być kraj, w którym prezydent ukrywa w swoim pałacu sprawców, których ściga państwo” – powiedział z wyraźnym naciskiem. Sugerując, że prezydent Duda „chronił” osoby, wobec których toczyły się postępowania, Tusk de facto oskarżył go o utrudnianie wymiaru sprawiedliwości.

Minister sprawiedliwości Adam Bodnar entuzjastycznie poparł każde słowo premiera, deklarując, że podpisuje się pod jego wystąpieniem. Tę bezkrytyczną lojalność wielu komentatorów uznało za dowód na upolitycznienie prokuratury. Tym bardziej, że część decyzji – jak zarzuty wobec Mateusza Morawieckiego czy działania służb wobec posłów PiS – budzi wątpliwości co do proporcjonalności i zgodności z zasadą domniemania niewinności.

Z kolei politycy opozycji oraz publicyści przypomnieli premierowi jego przeszłość. Dziennikarz Jan Pawlicki zauważył, że Donald Tusk był przeciwnikiem lustracji i wspierał przywracanie pełnych emerytur byłym funkcjonariuszom SB. – „Wtedy rozliczenia nie były dla niego ważne – dziś są, bo chce zniszczyć PiS” – podsumował publicysta.

Sam premier deklarował, że jego celem nie jest polityczny odwet, a działanie zgodne z prawem. – „Chronię wszystkich przed uleganiem pokusie pójścia po bandzie” – zapewniał. Ale chwilę później znów zażartował z transparentu „Wszystkich nas nie zamkniecie”, rzucając z uśmiechem: „Pewnie nie, ale prace trwają”.

To właśnie ten rozdźwięk między deklaracjami a językiem używanym przez Tuska w Sejmie sprawił, że jego wystąpienie oceniono jako pełne cynizmu. – „Wyjątkowo pogardliwa dla prawa wypowiedź” – ocenił były komisarz UE Janusz Wojciechowski. Z kolei poseł Monika Pawłowska zauważyła ironicznie, że Tusk może nie zdążyć nikogo ścigać, bo – jak podają media – sam może wkrótce stracić stanowisko. Niektórzy mówią też o ponownej ewakuacji Tuska z Polski.

Premier obiecywał odbudowę państwa prawa i normalizację sytuacji w wymiarze sprawiedliwości. Tymczasem jego sejmowe wystąpienie nie zawierało nic na temat nawet mniej szczegółowego planu reform. Dominowały groźby, wytykanie domniemanych win i opisywanie wrogów – wśród nich opozycja, prezydent, a nawet instytucje sądowe. – „Zamiast planu dla Polski, Tusk znów straszy, zapowiada wojnę polityczną i rozliczenia! To jest jego pomysł na lepsze życie Polaków! Żałosne!” – skomentowała europosłanka Jadwiga Wiśniewska.

Wszystko to pokazuje, że obecna władza, mimo deklarowanej troski o standardy demokratyczne, coraz częściej wykorzystuje aparat państwowy do politycznych celów. Sam zaś premier Donald Tusk, który niegdyś opowiadał się za „ciepłą wodą w kranie” i kompromisem, dziś pokazuje, że gra twardo – wielu mówi jednal, że jedynie udaj i nikt już się tego nie boi. Z pożytkiem dla państwa nie ma to oczywiście niczego wspólnego.