Jeszcze w styczniu tego roku, niemal natychmiast po objęciu urzędu na drugą kadencję, Donald Trump podpisał rozporządzenie zakazujące finansowania z federalnych środków zabiegów „zmiany płci” u dzieci. Rozporządzenie to jednoznacznie określa, że „lekarze okaleczają i sterylizują dzieci pod wpływem fałszywych twierdzeń, że można zmienić płeć”. W czerwcu zakaz takich procedur poparł Sąd Najwyższy USA, co dało zielone światło do rozszerzenia zakazów na poziomie stanowym. Do tej pory 26 stanów wprowadziło już odpowiednie przepisy chroniące nieletnich przed tzw. tranzycją.

Jednak – jak wynika z informacji mediów – aż 35 placówek w Stanach Zjednoczonych nadal oferuje dzieciom podawanie hormonów, blokerów dojrzewania i zabiegi chirurgiczne. W odpowiedzi DOJ skierował ponad 20 wezwań sądowych do lekarzy i klinik. Śledztwo koncentruje się na potencjalnych oszustwach medycznych, które mogły naruszyć federalne przepisy, m.in. ustawę o roszczeniach fałszywych (False Claims Act) oraz prawo o żywności i lekach (FD&C Act).

Departament chce udowodnić, że lekarze nie tylko eksperymentowali na dzieciach, ale również wprowadzali pacjentów i ich rodziny w błąd, obiecując możliwość „zmiany płci”, co medycznie jest niemożliwe. Jednym z kluczowych dowodów w sprawie mają być zeznania tzw. detranzycjonerów – osób, które po latach wycofały się z rozpoczętego w dzieciństwie procesu tranzycji, skarżąc się na trwałe okaleczenie, bezpłodność i powikłania zdrowotne.

Skutki stosowania blokerów dojrzewania i hormonów są szeroko udokumentowane. U dzieci przyjmujących takie preparaty obserwuje się osłabienie kości, wzrost ryzyka osteoporozy, nieodwracalne zmiany głosu i owłosienia, a także zaburzenia płodności. Do tego dochodzi zwiększone ryzyko chorób serca, zakrzepicy oraz nowotworów, np. raka piersi u biologicznych mężczyzn przyjmujących estrogen.

Zdaniem ekspertów i lekarzy krytykujących tranzycję nieletnich, ofiary tego procederu pozostają z okaleczonym ciałem i sztucznie skonstruowanymi atrapami narządów płciowych, które nie spełniają swojej funkcji. Trump zapowiadał w kampanii, że zakończy ten „eksperyment na dzieciach” – i dziś, jak wskazuje wielu komentatorów, wywiązuje się z tej obietnicy.

Na efekty nie trzeba długo czekać. Children’s National Hospital w Waszyngtonie, jedna z najbardziej znanych placówek oferujących programy „zmiany płci”, ogłosiła zakończenie tych usług już 21 lipca, wskazując na „eskalację ryzyk prawnych” jako bezpośrednią przyczynę. To efekt nacisku społecznego, rosnącej liczby procesów sądowych oraz potencjalnej odpowiedzialności karnej, jaką mogą ponieść lekarze.

Zgodnie z amerykańskim prawem, lekarzom podejrzanym o udział w procederze transowania dzieci grozi nawet do 7 lat więzienia, utrata licencji oraz wysokie grzywny. DOJ może również wspierać pozwy cywilne byłych pacjentów, co może doprowadzić do finansowego bankructwa niektórych klinik.

Pomimo zakazu i trwającego śledztwa, nie wszystkie placówki w USA wstrzymały działania. Szczególnie kliniki w Los Angeles i Bostonie są pod lupą śledczych – to właśnie tam, według dostępnych danych, najczęściej dochodzi do naruszania zakazu prezydenckiego. Jeśli sądy federalne potwierdzą zarzuty, może to oznaczać precedensowe procesy przeciwko lekarzom, którzy przez lata byli uważani za „pionierów” medycyny transseksualnej.

Trumpowska administracja jasno daje do zrozumienia: „eksperymenty” na dzieciach muszą się skończyć, a osoby odpowiedzialne za ich cierpienie poniosą konsekwencje.